Żeby nie było, że piszę tylko o nas, to teraz na tapetę wezmę moją ukochaną koleżankę Honorkę.
Oczywiście tekst swój będę tradycyjnie przeplatać słowami klucz, aby Google pięknie nas pozycjonował, czyli wspomnę coś np. o spodniach, luźnych dresach czy ponczach.
Honorka, odkąd ją znam, jest moją idolką i źródłem niekończącej się radości.
Ilością wpadek i przygód jakie ją spotykają, mogłaby obdzielić średniej wielkości mieścinę i jeszcze by trochę zostało. Otóż Honorka, część swego dorosłego życia spędziła poza granicami Polski a mianowicie w Szwecji, gdzie poznała swojego obecnego męża Swena i powiła mu czwórkę uroczych dzieci.
Po piętnastu szczęśliwych latach na obczyźnie zatęskniła za rodzinnymi stronami i postanowiła przywlec całą rodzinę do Polski. W tym celu sprzedali swój dom w Edsele i kupili piękny, nowy domek, na pięknym, nowym osiedlu, w pięknym i już nie takim nowym Duchnowie.
Żeby było ciekawiej, Swen w dniu przeprowadzki znał całe dziesięć słów po polsku, z czego pięć nie nadaje się do cytowania, a dzieci, w związku z tym, że w domu mówiło się po angielsku, a w szkole po szwedzku, też mocno kaleczyły sobie języki, chcąc wyartykułować coś w rodzimym języku ich matki.
Czyli, co by tu dużo nie mówić- czekało ich nie lada wyzwanie.
Cała rodzina rzucona została na głęboką wodę, tym bardziej, że przeprowadzili się do nowego domu w dniu 23 sierpnia, a nowe życie, ze wszystkimi jego konsekwencjami, czyli np. nową szkołą dla czwórki dzieci zaczynali już 01.09.
W efekcie Honorkę znają w szkole wszystkie sprzątaczki, dozorcy i kadra pedagogiczna, ponieważ chaos i zamieszanie jakie od tego pamiętnego września zagościły w życiu SP nr 2 w Duchnowie wyryły się na trwałe w psychice kadry tejże placówki dydaktycznej.
Na przykład, Honorka pewnego dnia, podwiozła córkę pod szkołę z samego rana, gdyż ta miała wycieczkę szkolną. Trochę za wcześnie przyjechały, a że poranek był rześki postanowiła poczekać chwilkę w kanciapie u pana Rysia – dozorcy.
Z panem Rysiem znała się już dobrze, ponieważ 2 września pomagał jej szukać roweru syna, który jak się okazało, został skradziony przez miejscowego kleptomana (bo rowery w Polsce się przypina😊).
W podzięce za skuteczne poszukiwania roweru, Honorka zaniosła Rysiowi przyjęty obyczajowo, wysokoprocentowy podarek, za co Rysio postanowił się odwdzięczyć i sprezentował jej cytrynówkę własnej roboty. Moment na to znalazł najlepszy – jedyny słuszny, czyli ten właśnie poranek, w którym Honorka zawitała w jego służbówce.
Zagadali się oboje beztrosko, gdy nagle Honorka spostrzegła, że autokar, który miał zabrać klasę jej córki na wycieczkę, stoi już pod szkołą i załadowany jest dziećmi, a wychowawczyni klasy nerwowo rozgląda się w koło, wyglądając spóźnialskich. Wybiegły więc szybko i nie tłumacząc się wychowawczyni, Honorka wpakowała Maję do autokaru. Pomachała jej czule, jak przystało na wzorową matkę i dopiero gdy autokar odjechał, zrozumiała, czym mogła być spowodowana pewna dezaprobata w oczach wszystkich zgromadzonych. Nie dość, że się spóźniła, to jeszcze o 7:30 stała pod szkołą z flaszką cytrynówki w ręku.
No cóż… Honorka, nie miała czasu na rozmyślanie o swym faux-pas, ponieważ musiała wrócić do domu, zgarnąć resztę dziatwy i szybko wykonać kolejny kursik do szkoły, aby wszyscy zdążyli na 8:00 na lekcje. Tak też uczyniła.
Po powrocie do domu, otarłszy pot z czoła, zrobiła sobie kawkę i postanowiła zafundować chwilkę wytchnienia skrolując FB na telefonie. Dopiero teraz zauważyła, że przez cały ten czas telefon leżał w łazience, gdzie go zostawiła jakieś dwie godziny temu, a w nim jest 7 nieodebranych połączeń – 5 od wychowawczyni Zosi i 2 ze świetlicy. Ponieważ wychowawczyni Zosi nie odbierała teraz telefonu, Honorka zadzwoniła na świetlicę szkolną, gdzie usłyszała, że oni nie rozumieją, dlaczego Zosia jest dziś w szkole, skoro cała jej klasa pojechała na wycieczkę???
- Jak to? Zosia miała też wycieczkę? – Honorka aż usiadła ze zdziwienia - była pewna, że tylko Maja ma dziś wycieczkę, że wszystko zapisywała w swojej magicznej rozpisce i o żadnej wycieczce Zosi nie było mowy.
Owszem zapisywała, tylko w ferworze walki, pomyliła tabelki, w których postanowiła wpisywać wszystkie sprawy „do ogarnięcia” w podziale na dzieci, i wycieczkę Zosi wpisała w tabelkę Mai, w związku z czym wpakowała Maję do autokaru z klasą Zosi i wysłała niczego nieświadomą córkę, na wycieczkę do Kazimierza Dolnego z obcymi dziećmi i nauczycielami. Za to Zosia została na świetlicy, podczas gdy jej klasa miała się dobrze bawić i zajadać koguty z ciasta drożdżowego.
Jak łatwo się domyślić, trzy nieodebrane połączenia od wychowawczyni Zosi były o tym, że autokar na nich czeka i czy zamierzają dotrzeć pod szkołę, a dwa kolejne o tym, że zaszło jakieś nieporozumienie i żadna Maja nie chodzi do ich klasy😊
Od tej pory dzieci przestały bezgranicznie wierzyć w organizacyjne zdolności Honorki i postanowiły szybciej i lepiej nauczyć się polskiego, aby na przyszłość móc sprawdzać wiadomości, które matka przynosiła z zebrań.
Honorka tych wpadek w szkole i pod szkołą miała jeszcze parę, w związku z czym, tak jak już wcześniej wspomniałam, szybko pozyskała nowe, niemałe grono znajomych.
Chcąc być miłą dla wszystkich, którzy pomagali jej rozwiązać większe i mniejsze problemy, zapraszała każdego na kawkę, podając adres swojego nowego domu i wierząc, że wizyta nigdy nie nastąpi.
Nie wiedziała ona jednak co czyni😊
Trzeba im przyznać, że ze Swenem kupili dom (w stanie deweloperskim) w pięknej okolicy, popularnej wśród lokalesów jako cel wycieczek pieszych i rowerowych. Że nie mieli czasu na grymasy, wprowadzili się do niego przed wykończeniem, zajmując jeden pokoik i licząc na szybki postęp prac remontowych.
Tak też pomieszkiwali sobie na kartonach, a że jesień była ciepła i słoneczna, dużą część życia rodzinnego spędzali na tarasie – jedynej jak na tą chwilę, w pełni wykończonej części domu.
Jakież było Honorki zdziwienie, gdy pewnej słonecznej soboty, gdy przygotowywała na tarasie śniadanko dla rodziny, przed nosem stanęła jej wychowawczyni Kryspina, która właśnie przejeżdżała obok, a że bramy jeszcze nie mieli, to postanowiła skręcić na otwarte podwórko i przywitać się z mamą swojego nowego ucznia, która przecież zapraszała ją kiedyś na kawkę.
Honorka, oczywiście będąc niezwykle kulturalną i grzeczną osobą, udała, że się bardzo cieszy i kawkę zaproponowała, na co pani nauczycielka ochoczo przystała, i tak, w promieniach porannego słonka plotkowały do południa, podczas gdy rodzina przestępowała z nogi na nogę w oczekiwaniu na śniadanie.
Ku ich uldze, tuż przed dwunastą, Honorka, chcąc być kulturalna i miła, na hasło „oj będę się zbierać, bo się zasiedziałam” postanowiła odprowadzić panią nauczycielkę do miejsca na bramę, aby ta się przypadkiem nie zasiedziała jeszcze bardziej.
Ale coż to? Swen i dzieci nie wierzyli własnym oczom, gdy moja koleżanka na taras wróciła z pięcioma, wystrojonymi w czerwone suknie sprzątaczkami ze szkoły, które oczywiście też nieopacznie zaprosiła kiedyś na kawkę i które właśnie postanowiły z tego zaproszenia skorzystać. Okazało się, że sprzątaczki należą do jakiegoś, lokalnego koła gospodyń wiejskich (stąd te suknie) i z niejednego pieca chleb jadły, więc przyjechały na rowerach, na których, w przyozdobionych sztucznymi kwiatami koszykach miały prowiant na piknik w postaci ciasta i trzech butelek proseco.
Widok podobno był co najmniej niecodzienny i bardzo żałuję, że Honorka zdjęć swym gościom nie zdążyła zrobić, bo bardzo chciałabym zobaczyć pięć kobiet w czerwonych sukniach jadących na ukwieconych rowerach po leśnych, duchnowskich drogach.
Kryspin, na widok pań sprzątaczek, które znał ze szkoły zaczął radośnie podskakiwać i krzyczeć „Cleaners! Cleaners!”, co wprawiło Swena w osłupienie i uznanie dla żony, że taka obrotna jest i załatwiła ekipę do mycia okien w ich nowym domu. Gdy jednak dotarło do całej rodziny, że „Cleaners” są nowymi koleżankami Honorki i przyjechały w odwiedziny, przerażeni i zdesperowani postanowili przeszukać lodówkę i z tym co w niej znaleźli zamknąć się w jedynym przystosowanym do użytku pokoiku, do czasu aż nowi goście nie opuszczą ich posesji.
Goście, a raczej gościnie, za to w najlepsze rozsiadły się na tarasie i nie zamierzały się z niego wynosić przez następne dwie godziny, racząc perlistym śmiechem i radosnymi okrzykami całą okolicę. Honorka za to, w zamian za gościnę, stała się posiadaczką wszystkich okolicznych plotek, a wiedzy tajemnej na temat sąsiadów bliższych i dalszych mogliby odtąd pozazdrościć jej dzielnicowy i proboszcz razem wzięci. No może tylko Krycha z poczty mogłaby z nią konkurować, ale Krycha jest tematem na inną opowieść.
A wracając do sąsiadów, to tego dnia Honorka dostała od zaprzyjaźnionej i zaniepokojonej sąsiadki SMSa o treści „Skąd Ty tych wszystkich ludzi bierzesz?” 😊
Jeżeli chodzi o nieoczekiwanych gości, to przypomina mi się jeszcze jeden epizod z nowego życia mojej przyjaciółki.
W pewne grudniowe popołudnie, Honorka po szybkim prysznicu założyła na głowę turban, zarzuciła na twarz jakąś maseczkę -z tych jednorazowych, co to się je kupuje w każdej drogerii, przyodziała różowy szlafrok i zeszła na dół do kuchni, tłuc kotlety na obiado-kolację dla rodziny. Rozmyślania o tym, co by tu na surówkę zrobić, przerwał jej dzwonek do furtki. Zaklęła sobie pod nosem po angielsku– bo już jej się polska gościnność znudziła i postanowiła nie otwierać drzwi – bo nikogo się nie spodziewali. Plany pokrzyżowała jej Maja, która spadła z góry z krzykiem, że to pewnie „delivery” bo ona na Zalando coś zamawiała i czeka na dostawę.
Honorka poddała się i postanowiła nie wtrącać się w zakupowe sprawy nastolatki i dalej oddała się tłuczeniu kotletów.
Wtem przed oknem w kuchni przemknął jej ksiądz!
- Co do q… nędzy (Honorka lubi sobie czasem przekląć siarczyście😊) robi ksiądz na jej podwórku? Pod jej oknem? - Nie wierzyła własnym oczom i uszom, bo w tym właśnie momencie doleciał ją dźwięk dzwonka przy drzwiach – już nie furtce, a drzwiach wejściowych!!! I tu Honorka połączyła szybko kropki i przypomniała sobie polskie zwyczaje – grudzień….., popołudnie…., ksiądz…. KOLĘDA!!!!
- Swen!!! Biegnij szybko do drzwi i powiedz temu panu co tam stoi, że „We don’t speak Polish” – krzyknęła szybko przerażona Honorka, szukając jakiegoś ratunku.
Swen słysząc przerażenie w głosie żony, nie śmiał nawet pytać o co chodzi tylko posłusznie, otworzył drzwi i zgodnie z tym co mu przykazano rzekł:
- Sorry, we don’t speak Polish
Na co ksiądz uśmiechnął się I rezolutnie odparł:
- No problem. I speak English 😊
I w ten o to sposób, Honorka, przyjęła księdza, odziana w różowy szlafrok, turban i maseczkę z opiłkami złota.
Nie muszę chyba wspominać, jakie były miny jej szwedzkie rodzinki, gdy obcy facet chodził po ich nowym domu i za pomocą małej miotły kropił wszystko wodą brzęcząc coś pod nosem.
Kurtyna 😊
O Honorce na pewno jeszcze przeczytacie, ale muszę Wam dozować te atrakcje, bo by mi książka wyszła, gdybym wszystko chciała za jednym razem opisać.
A to ma być tylko blog, promujący nasze produkty, czyli : spodnie, bluzy, dresy, spódnice i piękne narzutki😊